Rzeczpospolita 13 lipca 1926 roku
Na wycieczkę w ubraniu, a z wycieczki nago
Pan Stanisław Arczyński, inżynier, zamieszkały przy ulicy Tarczyńskiej Nr. 52 jest członkiem Towarzystwa Wioślarskiego
Dziś przed południem pan Stanisław z małżonką swą panią Marją, korzystając z prześlicznej pogody udali się łódką na wycieczkę w stronę Siekierek. Tam przybili do lądu. Ponieważ słońce prażyło niemiłosiernie, postanowili się ochłodzić kąpielą. Ubranie złożyli na trawie, włożyli kostiumy kąpielowe i hop do Wisły. Pluskali się w wodzie, pływali. Woda była ciepła, wiaterek taki miły.
Lecz czas było wracać.
Wyszli na brzeg, podeszli do miejsca gdzie pozostawili ubranie, lecz ubrań nie było. Położenie rozpaczliwe. Co robić? Szukać złodziei? Znaczyłoby to samo, co szukanie wiatru w polu. Trzeba było coś poradzić. Ale co? Naprawdę niema wyjścia. Zmartwieni, z minami bardzo skwaszonemi, wsiedli państwo Arczyńscy do łódki i podjechali do mostu ks. Poniatowskiego. Gdy pan A. wysiadł na ląd tylko w kostiumie kąpielowym, nikogo to bardzo nie zdziwiło, ale gdy poprosił jakiegoś jegomościa, by był tak uprzejmy i sprowadził taksówkę, wywołało to ogólną sensację.
– Jak to? Państwo chcecie tak nago jechać przez miasto?
Pan inżynier objaśnił zdziwionego jegomościa, jaka ich spotkała wysoce niemiła przygoda.
Sprowadzono samochód, szofer postawił budę i małżonkowie okrywając swą nagość tylko kąpielowymi kostiumami udali się do domu.
Woleliby prawdopodobnie, żeby im złodziej ukradli wszystkie rzeczy z mieszkania, aniżeli ubrania w czasie kąpieli…